Wszystko o ...chlebie...

2012-01-29 21:52:38, komentarzy: 1

Jeżeli ktoś jeszcze myśli ,że to co kupujemy w sklepach ,a szczegoplnie w hipermarketach -to chleb i różne rodzaje pieczywa -pyszne bułeczki -to sie grubo myli.

 

Jako dowód przedstawiam następujące artykuły :

 

 "Co jemy w chlebie Co 12 piekarnia dodaje do chleba niedozwolony barwnik, a połowa pieczywa produkowanego w Polsce jest źle oznakowana. Takie są wyniki wyniki najnowszej kontroli przeprowadzonej przez Inspekcję Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych – pisze „Dziennik Polski”.

 

Inspektorzy sprawdzili jakość handlową pieczywa pszennego, żytniego i mieszanego w 182 piekarniach na terenie 16 województw. Ponad 8 proc. skontrolowanych piekarni stosowało do produkcji pieczywa karmel jako barwnik, co jest zakazane.

 

- Badania wykazały, że karmel amoniakalny i amoniakalno-siarczynowy jako dodatek do pieczywa może powodować zmiany w obrazie krwi, głównie zmniejszając liczbę białych ciałek krwi, co może prowadzić do białaczki. Substancja ta powoduje również nadpobudliwość i nadmierne skurcze mięśni – wyjaśnia Stanisław Kowalczyk, zastępca inspektora IJHARS.

 

Barwienie chleba to sposób na zafałszowanie składu chemicznego miękiszu. - Konsumenci kojarzą ciemny kolor pieczywa z jego większymi wartościami zdrowotnymi. Faktycznie, produkty z mąki razowej mają więcej błonnika, witamin z grupy B i składników mineralnych.

 

Taki chleb ma jednak mankamenty technologiczne – trudniej wyrasta, ma bardziej zbitą strukturę i łatwiej się kruszy. Barwienie pieczywa to pomysł na to, by zaproponować klientowi chleb „ciemny”, a jednocześnie mający pożądane właściwości organoleptyczne, charakterystyczne dla wypieków z mąki jasnej – ocenia prof. Halina Gambuś, specjalista w dziedzinie przetwórstwa zbóż z Katedry Technologii Węglowodanów Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie."

 

 

Cudne co??? no to może więcej ??? chyba jednak pora na poszukiwania jakiejś prawdziwej piekarni,chyba ,że mamy czas na własnoręczne pieczenie chleba ,co się okazuje wcale nie być tak skomplikowanym zajęciem .Taki chleb upieczony przez nas np.raz w tygodniu -będzie świeży przez cały tydzień.A jest nieoceniony i...przede wszystkim zdrowy.

 

Przedstawiam teraz artykuł Pani Joanny Solskiej:

 

Ile dziś mamy chleba w chlebie Chlebopodobny

 

W PRL chrupiące bułeczki były niedościgłym symbolem wolnego rynku. Teraz, gdy pieczywo kupuje się prosto z pieca, pojawia się coraz więcej wątpliwości, czy z prawdziwym chlebem ma ono jeszcze coś wspólnego. Skoro nie można podnieść ceny, piekarze coraz uważniej przyglądają się kosztom.

.Chleb na zakwasie zawiera błonnik oraz pałeczki kwasu mlekowego, które zapobiegają nowotworom. 

 

 

Optymiści zapowiadają, że w tym roku żywność...

 

We wszystkich sieciach handlowych trafimy na „gorące punkty”.

 

Apetycznie pachnące bułeczki i ciastka pieką się niemal na oczach klientów. Kupuje się je tuż po wyjęciu z pieca, jeszcze gorące. Bardziej drogi do konsumenta skrócić już nie można. – A po kilku godzinach taki towar po prostu się wyrzuca, bo przestaje być świeży – z przekąsem dodają tradycyjni piekarze.

 

Ich zdaniem ustawianie pieców w sklepie to tylko chwyt marketingowy. Trzeba przyznać, że całkiem skuteczny. Tak naprawdę pieczywo powstaje daleko od gorących punktów, a przywozi się je tam zamrożone.

 

Mrożeniem przerywa się naturalny proces fermentacji ciasta – wyjaśnia Maciej Mielczarski, właściciel piekarni w Kutnie. – Żeby potem urosło w piecu, trzeba dodać substancje oznaczane literką E. Konsumenci jej nie lubią. Krajowa Rada Piekarstwa i Cukiernictwa, której przewodniczy Mielczarski, od lat walczy, żeby klienci byli o dodawaniu tych substancji informowani. Wprawdzie pieczywo nie ma etykietek, na których można by taką informację zamieścić (tak się postępuje w przypadku innych wyrobów spożywczych), ale może na półce w sklepie?

 

Wpadające do sklepów kontrole sanepidu mogłyby przy okazji sprawdzać, czy takie napisy na półce rzeczywiście są. W Głównym Inspektoracie Sanitarnym, do którego Mielczarski skierował swój postulat, na razie jednak zrozumienia nie znalazł. Piekarz piekarzowi wilkiem W branży piekarskiej od dawna ostro się boksują. W jej wyniku każdego roku pada kilkaset najsłabszych piekarni.

 

Szczeciński Instytut Polskie Pieczywo szacuje, że w tym roku padnie 400 kolejnych. Zostanie ponad 10 tys. To i tak za dużo. Wielu piekarzy sporo zainwestowało w modernizację i teraz branża ma możliwości o wiele więcej niż klientów. A rynek się kurczy. Według obliczeń Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej – o prawie 5 proc. rocznie. Jak liczy Euromonitor ciągle jednak jest wart 11,7 mld zł. Jest o co walczyć.

 

W ostatnich latach spustoszenie w kieszeniach piekarzy robi popularna w Europie dieta Ducana, eliminująca z jadłospisu węglowodany. Bardzo ryzykowna dla nerek. Jednak czarny PR, jaki robią pieczywu osoby, którym ta wysokobiałkowa dieta pozwoliła schudnąć, okazuje się dla branży piekarniczej bardziej zabójczy niż pożytki z najlepszej reklamy świata, zawartej w treści pacierza: „chleba naszego, powszedniego, daj nam dzisiaj”.

 

Modlimy się o jedno, a robimy swoje. Jeszcze 10 lat temu zjadaliśmy rocznie 80 kg bułek i chleba, w 2009 r. już tylko 58,7 kg. Popyt zjeżdża po równi pochyłej. W 2010 r. na statystycznego Polaka przypadało już tylko 56,7 kg pieczywa. W tym Instytut Polskie Pieczywo nie spodziewa się konsumpcji wyższej niż 55,1 kg.

Tymczasem Niemcy, od których uczyliśmy się sztuki pieczenia chleba, nadal zjadają go rocznie prawie 80 kg na głowę. Piekarze polscy znaleźli się między młotem a kowadłem. Kowadło to konsumenci, którym rosnące ceny żywności coraz poważniej uszczuplają domowe budżety.

 

Od maja zeszłego roku do maja obecnego jedzenie zdrożało o 10 proc. To bardzo dużo. Płace tak szybko nie rosną. A już na pewno nie wszystkim. Ponad 65 proc. pracujących Polaków zarabia mniej, niż wynosi średnia płaca krajowa. Piekarze muszą o tym wszystkim pamiętać. Nawet wtedy, gdy po raz kolejny zostają uderzeni młotem, czyli cenami mąki, prądu, benzyny. Stefan Putka, współwłaściciel trzech rodzinnych piekarni w Warszawie, jeszcze przed rokiem za kilogram mąki płacił 70 gr, teraz już ponad 1,3 zł. Mąki w cenie pieczywa jest około 30 proc., energii – 15 proc. Każdy piekarz łatwo uzasadniłby podwyżkę swoich wyrobów nawet o 50 proc. Tylko że następnego dnia mógłby już zwijać interes. Kiedy więc na giełdach światowych drożeje ropa lub pszenica, drobni piekarze czekają, co zrobią więksi. Dopiero gdy Putka w Warszawie lub Oskroba, który zaczyna być ogólnopolski, podniosą swoje ceny, reszta robi to samo. Ale drobnymi kroczkami, żeby nie denerwować konsumenta. Najbardziej ostrożnie trzeba podchodzić do zwykłego chleba. W różnych regionach kraju różnie się nazywa – grochowski, stołeczny, baltonowski.

 

Najczęściej waży pół kilograma, ale na Śląsku nie może mieć mniej niż kilogram, w Warszawie są już bochenki po 200 gram. Na początku roku Instytut Polskie Pieczywo zapowiadał, że do końca roku zwykły chleb może zdrożeć o 20 proc. Mielczarski w swojej piekarni w Kutnie na razie odważył się podnieść cenę o 10 proc. W stolicy podwyżka raczej nie przekracza 15 proc. Półkilogramowy stołeczny od Putki kosztuje 1,89 zł w hurcie, w sklepie od 2,20 do 2,25 zł. Za kilogram wychodzi 4,50 zł. Tabloidy od kilku miesięcy straszą chlebem za 5 zł, ale takiej ceny jeszcze bardziej niż konsumenci boją się sami piekarze. Jeden z dyskontów, w ramach promocji, zapowiedział chleb po 90 gr. Wprawdzie bochenki bardzo malutkie, ale za to jakie tanie! Pieniądze utopione w zakwasie

 

Skoro nie można podnieść ceny, piekarze coraz uważniej przyglądają się kosztom. Zabójcy kosztów sięgają po wzory zachodnie. Tam już dawno doszli do wniosku, że pieniądze muszą pracować, a brak zysków oznacza stratę. Ta zasada, zastosowana przy wypieku chleba, nie wyjdzie nam na dobre. Oznacza bowiem podważenie podstawowego kanonu obowiązującego do tej pory w polskim piekarnictwie – że ciasto na chleb musi spokojnie rosnąć na naturalnym zakwasie. To dlatego nasz chleb jest taki smaczny. W skrajnym przypadku fermentacja ciasta chlebowego trwa 72 godziny i przez cały ten czas pieniądze nie pracują.

 

Rozpoczął się więc wyścig, jak naturalną fermentację zastąpić sztuczną, szybszą. Zwycięzcy prezentują swoje osiągnięcia w supermarketach.

Na przykład pieczywo mrożone. Może być tak tanie, ponieważ samo ciasto powstaje w dużych wytwórniach, zaopatrujących wielu odbiorców. Takich jak Inter Europol w Markach pod Warszawą. Osiągają efekt skali niedostępny dla małych lokalnych piekarni. Do hipermarketów trafiają już uformowane zamrożone bułeczki lub chleb i tam tylko się je piecze. Żeby wstawić piec, wystarczy kilkanaście metrów kwadratowych powierzchni. To dla małych piekarzy najgroźniejszy konkurent.

 

Krajowa Rada Piekarstwa i Cukiernictwa chciałaby zakazać im używania nazwy „chleb”, bo uważa te wyroby za chlebopodobne.

 

Wydawało się, że najbardziej wrażliwi na argumenty piekarzy okażą się ludowcy. Problemem zajęła się nawet sejmowa podkomisja zdrowia publicznego, a jej przewodniczący Aleksander Sopliński z PSL przekonywał: „Osoby, które przez wiele lat jedzą chleb na polepszaczach, są bardziej narażone na raka jelita grubego, tyją i gorzej się czują. Chleb na zakwasie zawiera błonnik oraz pałeczki kwasu mlekowego, które zapobiegają nowotworom. Jest pozbawiony toksyn pleśniowych i związków rakotwórczych, które giną w procesie fermentacji” (cytat za „Dziennikiem. Gazetą Prawną”). 

 

Batalia o chleb na zakwasie została jednak przegrana. Ludowcy dla prawdziwego chleba stracili zainteresowanie, a platformersi nigdy go nie mieli. Maciej Mielczarski ubolewa, że gorsze pieczywo wypiera lepsze, a tradycyjni piekarze nie mogą nawet o tym poinformować konsumentów. Podobnie było na Zachodzie, ale na przykład Francuzi skorzystali z funduszu promocji żywności.

 

Teraz rynek francuski rozwija się w dwóch kierunkach. Jest tanie pieczywo przemysłowe, które kupuje się w hipermarketach. I tradycyjne, wypiekane w małych piekarniach, dużo droższe – dla bardziej wymagających konsumentów.

 

U nas odbiorcy mąki zrzucają się na podobny fundusz, ale piekarze korzystać z niego nie mogą. Są pieniądze na to, by reklamować nawet mięso kozie, ale nie ma ich dla promocji dobrego pieczywa. Pewnie dlatego, że piekarze to nie rolnicy, więc PSL nie czuje się za nich odpowiedzialny. Krzysztof Kononowicz, prezes piekarni Lekspol w Sulęcinie, 30 km od granicy niemieckiej, postanowił szukać ratunku za Odrą i skorzystać z tego, że polskie pieczywo jest około 30 proc. tańsze od niemieckiego.

 

Mimo że przegrał już dwie wojny polsko-niemieckie, szykuje się do trzeciej. Najpierw, jeszcze w połowie lat 90., otworzył we Frankfurcie sklep z bułkami. Tamtejsi piekarze obrzucili sklep pomidorami i musiał interes zlikwidować. Po kilku latach, wspólnie z firmą niemiecką, chciał sprzedawać w Niemczech pieczywo z polskiego ciasta mrożonego. Poszedł zaledwie jeden transport. Związkowcy, zatrudnieni u producenta ciasta niemieckiego, urządzili blokadę, a lokalny personel odmówił sprzedaży. Kolejny niewypał. Teraz Kononowicz chce zaatakować rynek niemiecki od tyłu, przez niemiecką sieć dyskontów, z którą współpracuje.

 

Chleb biały, czarny i szary Dla dużych, nowoczesnych piekarni, takich jak Putka w Warszawie czy Oskroba w Celestynowie, największym zagrożeniem jest kapitał zagraniczny. To tylko kwestia czasu, kiedy u nas, podobnie jak w Niemczech, rynek zdominuje kilku wielkich graczy. Na razie w Polsce wielkich graczy nie ma, obcy kapitał nie ma kogo przejmować. Czeka, aż zacznie się proces konsolidacji. Przed kilkoma laty na ogólnopolskiego gracza zaczęła wyrastać firma Nowakowski, obecnie należy już do koncernu duńskiego. Jej specjalnością jest pieczywo mrożone. Ma też sieć sklepów. Swoje sklepy otwiera również Putka. Oskroba sprzedaje pieczywo w całym kraju.

 

Opracował metodę pasteryzacji przedłużającą okres świeżości. Tradycyjni piekarze uważają, że chleba nie należy wozić. O pieczywie zagranicznym, którego termin przydatności do spożycia potrafi wynieść pół roku i więcej, nie chcą w ogóle rozmawiać.

 

Małe piekarnie, żeby przetrwać, uciekają w szarą strefę. Dla większych krajowa szara strefa jest równie groźna jak obcy kapitał. Stefan Putka uważa, że może ona wynosić nawet 25 proc. obrotów. Instytut Polskie Pieczywo szacuje, że dochodzi aż do 30 proc. Rośnie wraz z kolejnymi podwyżkami cen pszenicy czy energii. Wypiek chleba na czarno zaczyna się już w młynie, który część mąki sprzedaje bez faktury. Potem z tej mąki w legalnie pracującej piekarni powstaje pieczywo drugiego obiegu, poza ewidencją. Można je sprzedać na bazarze, z samochodu, dostarczyć do prywatnej stołówki czy państwowego szpitala.

 

Zdaniem Stefana Putki wykrycie szarej strefy nie jest wcale takie trudne. – Tam gdzie piecze się czarny chleb, trzeba też zatrudniać ludzi na czarno – uważa. Albo, co zdarza się najczęściej, legalnie zatrudnionym pracownikom część wynagrodzenia wypłacać pod stołem. Kontrolerzy, którzy odwiedzają piekarnie, nie zastanawiają się, dlaczego właściciel jednej firmy płaci ludziom miesięcznie 3 tys. zł, a w drugiej pracownicy robią to samo za tysiąc? Piekarzom doskwiera, że – choć czasy się zmieniły – chleb nadal pozostaje artykułem politycznym. Jego ceny pilnują zarówno media, jak i opozycja. Kiedy rośnie, winien jest rząd i piekarze złodzieje.

 

Skoro ceny zwykłego, powszedniego lepiej za często nie ruszać, piekarze uciekają się do sprawdzonych chwytów, czyli lansowania mody na nowe, dużo droższe asortymenty. Na chleb „z metra”, na zakwasie, razowy, najlepiej z mąki z grubego przemiału – dla tych, co chcą być szczupli. Albo na włoski focaccio, z oliwkami, na wagę, dla wrażliwych na śródziemnomorskie smaki. Tyle że wrażliwych na modę jest ciągle o wiele mniej niż wrażliwych na ceny. Dla amatorów prawdziwego chleba na zakwasie może to być bardzo zła wiadomość. "

 

I taka mamy codzienność-walka -pieczmy więc w domu ,nauczmy się, poświęćmy odrobinę czasu dla swojego zdrowia .

 

Kategorie wpisu: odżywianie, nasze zdrowie
Tagi wpisu: chleb
« powrót

Dodaj nowy komentarz

  • grazka 14:03, 5 maja 2012

    Witam !
    Receptę na zakwas chlebowy żytni ,zainteresowani znajdą w googlu .
    Jeśli chodzi o potrzebę zachowania w żywieniu weglowodanów należy zapoznać się z opinią prof . Danieli Jakubowicz z Uniwersytetu w Jerozolimie( tort na śniadanie !!! ).

    Drożdże prasowane stosowane w piekarstwie (po latach ) okazują się przyczyną naszych wielu chorób jelitowych,trzustki,dwunastnicy,układu hormonalnego jak również nowotworowych.
    Dlaczego o tym nikt nie mówi głośno ? - bo za taką przemysłową produkcją ,,stoją koncerny " o wielo miliardowym potencjale , w Polsce koncern Le safre -producent drożdży i sponsor naszych akademii i instytutów spożywczych.

    pozdr.
    i życzę zdrowia ( acha ,jak powinien wygladać prawdziwy chleb ,indywidualne szkolenia ,są możliwe dla zainteresowanych )

    Odpowiedz
 

Wyszukiwarka

Czym jesteśmy truci 1/3-wędliny!!!!!
Ważne: wypełnij pola oznaczone *
Tworzenie stron WWW - Kreator stron internetowych