Każdy z nas (potencjalnie) jest rozsadnikiem zabójczo niebezpiecznych bakterii, wirusów i toksyn, więc jako taki stanowi śmiertelne zagrożenie dla wszystkiego, co żyje. Z tego powodu, dla naszego dobra rzecz jasna, wszyscy musimy być zaszczepieni, a nawet przymusowo leczeni – na wszelki wypadek, bo przecież mogliśmy mieć styczność z „biologicznym czynnikiem chorobotwórczym”. Możemy też nie być świadomi faktu, że jesteśmy obłąkani, na przykład jest więcej niż prawdopodobne, że cierpimy na schizofrenię bezobjawową lub przynajmniej na któryś z niezliczonych syndromów uwzględnionych w pęczniejącym jak na drożdżach, spisie zaburzeń psychicznych DSM-V. Byłoby więc niezwykle korzystne z punktu widzenia naszego dobra, żebyśmy profilaktycznie zażywali psychotropy od przedszkola aż po grób (w przeciwnym wypadku możemy stanowić poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa ludzi w naszym otoczeniu).
Jest nas coraz więcej, więc produkujemy też coraz więcej dwutlenku węgla, więc dla naszego dobra władze muszą podjąć radykalne działania, zmierzające do jego redukcji.
Tak się przy tym jakoś dziwnie składa, że do niemal wszystkich działań „dla naszego dobra” (i zdrowia) potrzeba wielkich ilości rtęci.
Na przykład rtęć jest potrzebna do produkcji szczepionek i energooszczędnych „żarówek”.
O „bezpiecznych” szczepionkach pisałam tutaj, ale temat żarówek mocno zaniedbałam, a są nowe, bardzo ciekawe wieści na ich temat.
Jak się okazało („najnowsze badania naukowe wykazały”), Energooszczędne żarówki są rakotwórcze!
Szokujące wyniki badań laboratoryjnych ujawnia niemiecka publiczna telewizja. Żarówki energooszczędne są szkodliwe dla zdrowia!
(…)
– Wszystkie testowane żarówki zawierają wyraźne ilości fenolu, który może wywoływać raka – podaje NDR. Ale to nie wszystko. Wykryto w nich inne szkodliwe związki. – Podczas testów świecące żarówki energooszczędne wydzielały rakotwórcze substancje, a na dodatek substancje te były w dużej koncentracji
Energooszczędne żarówki mogą zabijać!
Niemieccy naukowcy biją na alarm! Energooszczędne żarówki, które wkrótce wyprą z rynku i naszych domów tradycyjne, szkodzą zdrowiu! Mogą powodować cukrzycę, osteoporozę, a nawet raka!
(…)
Są one bardzo drogie i – jak się okazuje – bardzo groźne dla naszego zdrowia. Niemieccy naukowcy odkryli, że światło, które wytwarzają, zaburza gospodarkę hormonalną człowieka. – Może to w efekcie prowadzić do różnych chorób, między innymi cukrzycy, osteoporozy, a nawet nowotworów piersi i prostaty – ostrzega doktor Alexander Wunsch.
– Uszkadza także siatkówkę oka – dodaje okulista Bernahard Lachenmayr.
Unia Europejska zakazała produkcji i sprzedaży termometrów rtęciowych, bo to zbyt niebezpieczne, żeby trzymać taką truciznę w domu.
Jednocześnie ta sama Unia zakazała produkcji i sprzedaży tradycyjnych żarówek (bo grzeją) i zastąpienie ich świetlówkami. Te straszliwe żarówki spowodowałyby stopnienie lodowców, a uwolnione z nich wody zalałyby nawet Himalaje!
Tylko idiota może uwierzyć w pomysły lansowane przez Unię, więc władze zadbały, żeby zrobić idiotów z całego społeczeństwa. Jak? A bardzo prosto: dzięki reformie oświatowej, takiej, jaką np. przeprowadziła właśnie Polska rękami antypolskiego nierządu. Ale to zupełnie inny temat, wracajmy więc do rtęci.
Młodzi, znakomicie wykształceni, z Wielkiego Jasnogrodu uwierzyli w te bajki, czym prędzej wyrzucili termometry i wykręcili tradycyjne żarówki, wkręcając na ich miejsce „nowoczesne” i energooszczędne świetlówki.
A co się stanie, kiedy taka „żarówka” się stłucze?
W filmie „Bulb Fiction czyli żarówkowi ściemniacze” poznajemy 4-letniego Maksa z Niemiec. Jego rodzice tak bardzo przejęli się klimatem, że mało nie zabili swojego dziecka. Oczywiście nie z premedytacją, tylko z niewiedzy i naiwnej wiary w bujdy, wciskane społeczeństwu przez… no właśnie. Przez kogo? Unię? Klimatologów? Naukę?
Na razie nie odpowiem na to pytanie. Kto jest ciekaw niech obejrzy wspomniany film, bo na końcu znajdzie odpowiedź.
Rodzice Maksa wkręcili energooszczędną żarówkę do stojącej lampki i postawili ją na komodzie przy drzwiach jego pokoju. Krzątali się energicznie po mieszkaniu, aż nagle ktoś przez nieuwagę potrącił lampkę, a ta spadła na podłogę. Żarówka się stłukła, więc ją sprzątnęli i zapomnieli o całym zdarzeniu. Kilka tygodni później dzieci lepiły na podwórku bałwana. Kiedy wróciły do domu tata zauważył, że w czapeczkach jest mnóstwo włosów. Zdziwił się, ale uznał, że to się zdarza, więc się nie przejął. Wkrótce włosy zaczęły wyłazić w takiej ilości, że na głowie powstały łysinki. W końcu Maks całkowicie wyłysiał, a co jeszcze gorsze, tak trzęsły mu się ręce, że nie był w stanie pić z kubeczka. Kolejni lekarze, których Maks odwiedzał nie umieli postawić diagnozy. Po długich badaniach wreszcie któryś wpadł na pomysł, że to może być zatrucie rtęcią. Dopiero wtedy rodzice skojarzyli związek stłuczonej żarówki z problemami ich syna. W chwili wypadku żarówka świeciła, więc była gorąca. Kiedy upadła i stłukła się zawarta w niej rtęć wyparowała, zatruwając dzieci, a Maksa najbardziej.
W filmie pada retoryczne pytanie: czy warto dla (iluzji) ratowania środowiska zabić własne dzieci?
W rok po wypadku z lampką dom rodziców Maksa stoi pusty. Nikt nie wie, czy można tam bezpiecznie przebywać. Na razie cała rodzina mieszka u przyjaciół. Tyle nieszczęść z powodu jednej stłuczonej żarówki…
Kliknij tutaj, żeby obejrzeć film
Poszperałam trochę w sieci i zebrałam nieco wiadomości na temat rtęci.
Dane o rtęci i skutkach zatrucia jej oparami opieram wyłącznie na twardych danych naukowych, takich, które przemówią również do zaślepionych wiarą w racjonalizm. Żadnej medycyny alternatywnej, teorii spiskowych ani politycznie niepoprawnych „kontrowersji”. Niech żaden twardogłowy wyznawca korporacyjnej pseudonauki nie śmie mi mówić, że „świetlówki zostały zalegalizowane przez Unię Europejską, więc są bezpieczne i koniec dyskusji”. Podobnie nie życzę sobie słyszeć, że „Al Gore dostał Nagrodę Nobla, co kończy dyskusję na temat ochrony klimatu”.
Święty dogmat racjonalistyczny jest równie odporny na twarde dowody naukowe, jak dogmat o niepokalanym poczęciu. Amen.
Rtęć kumuluje się w przysadce mózgowej, w nerkach i tarczycy. Jest szczególnie niebezpieczna dla kobiet w ciąży oraz dzieci. Zatrucie rtęcią zostało powiązane z wieloma groźnymi chorobami, takimi jak autyzm, artretyzm, choroba Alzheimera, a nawet schizofrenia (cytat z poniższego filmu).
Filmik i idea świata bez rtęci są godne pochwały, jednak wielka szkoda, że ani w filmie, ani na stronie nie pada ani jedno słowo o szkodliwości żarówek energooszczędnych. Obawiam się, że to jest temat zakazany, bo psucie interesów korporacji może być uznane za przestępstwo i ukarane wyrokiem więzienia (taki wyrok wydał sąd w tak podziwianej przez nas Szwajcarii, gdy dziennikarz przedstawił dowody naukowe na temat szkodliwości kuchenek mikrofalowych). A więc zamilczmy.
Ponad połowa Polaków nie wie, jak zneutralizować rozlaną rtęć i uniknąć zatrucia – wynika z badań TNS Polska, zrealizowanych w ramach kampanii społeczno-edukacyjnej „Zielone okno – wyrzuć rtęć ze swojego życia”.
To niepokojące, oceniają jej organizatorzy, gdyż rtęć – drugi po plutonie najbardziej toksyczny pierwiastek na Ziemi – nie ulega biodegradacji i ma bardzo szkodliwy wpływ na nasze zdrowie i środowisko.
Rtęć magazynuje się w organizmach żywych, także u ludzi, i zakłóca wiele niezbędnych do życia procesów biochemicznych. Po rozbiciu termometru lub świetlówki opary zawierające cząsteczki rtęci mogą szybko doprowadzić do zatrucia. Jak podaje amerykańska Agencja Ochrony Środowiska (US Environmental Protection Agency), rtęć tylko z jednego termometru (1 gram) jest w stanie zatruć jedno małe jezioro o powierzchni 8 ha.
Rtęć i większość jej związków jest silnie toksyczna i stanowi częste zanieczyszczenie środowiska. Jeżeli dostanie się do środowiska wodnego, mikroorganizmy metylują ją i w ten sposób powstaje związek metaloorganiczny – dimetylortęć. Jest on rozpuszczalny w tłuszczach, a zarazem bardzo toksyczny i trwały – jest to główna postać rtęci, która przedostaje się do organizmów żywych i kumuluje się w nich. Rtęć w środowisku w postaci dimetylortęci była przyczyną kilku przypadków masowego skażenia środowiska.
Rtęć wchłania się również przez drogi oddechowe w postaci par. Z płuc dostaje się do krwi, gdzie wnika do erytrocytów, w których jest utleniana. Pewne ilości rtęci wnikają też do mózgu i przenikają przez barierę łożyskową do krwi płodu. Wchłonięta w ten sposób rtęć wydala się z moczem i w niewielkim stopniu z kałem. Kumuluje się w nerkach uszkadzając je.
Toksyczność rtęci polega na niszczeniu błon biologicznych i łączeniu się z białkami organizmu. W ten sposób rtęć zakłóca wiele niezbędnych do życia procesów biochemicznych.
Ostre zatrucie parami rtęci wywołuje zapalenie płuc i oskrzeli prowadzące niekiedy do śmiertelnej niewydolności oddechowej. Inne objawy to: krwotoczne zapalenie jelit, niewydolność krążenia, zapalenie błony śluzowej jamy ustnej. Uszkodzeniu ulegają również nerki i układ nerwowy.
Spożycie związków rtęci powoduje ślinotok, wymioty, krwawą biegunkę, martwicę błony śluzowej jelit. Pojawia się również pieczenie w przełyku. Podobnie jak w zatruciu drogą oddechową uszkodzone zostają nerki.
Zatrucie przewlekłe małymi ilościami rtęci powoduje początkowo niespecyficzne objawy takie jak ból głowy i kończyn, osłabienie. W późniejszym czasie dochodzi do zapaleń błon śluzowych przewodu pokarmowego, wypadania zębów i wystąpienia charakterystycznego niebiesko-fioletowego rąbka na dziąsłach. Obserwuje się też postępujące uszkodzenia OUN: zaburzenia snu, upośledzenie koncentracji, zaburzenia pamięci, zmiany w osobowości. Później pojawiają się drżenia rąk i nóg, niezborność chodu. Charakterystycznym objawem jest zmiana charakteru pisma na tzw. „drżące pismo”. W zatruciu przewlekłym również obserwuje się uszkodzenie nerek.
Przypadkowo rozlana rtęć powinna być starannie zebrana, a jej resztki zneutralizowane przez zasypanie siarką, pyłem cynkowym lub specjalnym roztworem np. 20% roztworem wodnym chlorku żelaza(III).
———-
(…) rtęć nawet w małych ilościach wydziela opary, które wdychane, grożą zapaleniem układu oddechowego. Pierwiastek dostaje się też do wątroby i do żołądka. Organizm broniąc się, wydala obcą substancję do nerek. Rtęć działa bardzo powoli, wytwarza w organizmie toksyczne związki, które mogą uszkodzić wszystkie te narządy. Gdyby przeniknęła do układu nerwowego, może uszkodzić mózg.
(…)
Jeżeli już dojdzie do stłuczenia termometru z rtęcią, należy działać szybko. Najlepiej posypać miejsce siarką ogrodową, dostępną w każdym sklepie ogrodniczym. – Siarka wiąże się z rtęcią, powstaje siarczek rtęci, który jest praktycznie neutralny i można wtedy można taki materiał wysypać do śmieci – wyjaśnia Rozbicki.
Kiedy nie ma pod ręką siarki, rtęć najlepiej zebrać metalową szczotką i wrzucić do pojemnika z zimną wodą. – Trzeba go potem oddać do firmy, która zajmuje się utylizacją – tłumaczy Rozbicki. – Trudno, żeby Kowalski wiedział, gdzie jest taka firma, ale można się zwrócić do apteki, która poradzi lub zajmie się niebezpieczną substancją – dodaje.
Wybaczcie, że z uporem maniaka wracam do tematu szczepień. Ministerstwo Zdrowia obiecało, że wycofa wszystkie szczepionki konserwowane rtęcią, ale niestety, na obietnicach się skończyło. Do niedawna na stronie PZH była lista szczepionek z rtęcią i bez rtęci, ale właśnie została stamtąd usunięta (można ją znaleźć na mojej stronie o szczepieniach). Rodzic nie ma prawa wiedzieć, które szczepionki są niebezpieczne. Generalnie zasada jest taka, że szczepionki w opakowaniach wielodawkowych, czyli takich, które kupują przychodnie i szpitale, są konserwowane rtęcią. Droższe, pojedyncze ampułki zwykle nie zawierają rtęci, ale nie ma pewności, że tak właśnie jest.
Posłuchajcie, co mówi największy przyjaciel polskich dzieci, prof. Paweł Grzesiowski (od 4:22)
Im jest bardziej masowo używana szczepionka, tym cena jest niższa. Czyli: najdrożej jest teraz, kiedy pacjent płaci w aptece, bo jest indywidualny zakup, indywidualnie marża nabijana na każdym opakowaniu. Natomiast jeżeli by to był zakup centralny, to szczepionka tanieje o połowę w stosunku do tego, co jest w aptece.
Serwis EurekAlert informuje, że zdaniem naukowców z Kanady największe wymieranie w dziejach Ziemi sprzed 250 milionów lat zostało wywołane przez zanieczyszczenie oceanów rtęcią. Z szacunków badaczy wynika, iż zginęło wówczas 95% wszystkich organizmów morskich.
Do największego wymierania w dziejach ziemi doszło pod koniec permu, kiedy jeszcze wszystkie kontynenty były ze sobą połączone. Do tej pory przyczyny tej katastrofy nie zostały jednoznacznie zidentyfikowane. Naukowcy twierdzą, że najprawdopodobniej przyczyniły się do tego procesy wulkaniczne na terenie obecnej Syberii. Wówczas miały zostać wydobyte z głębi Ziemi potężne ilości toksyn, które zanieczyściły oceany.
Najnowsze badania pokazują, że istniał jeszcze jeden czynnik, który mógł odegrać znaczą rolę w największym wymieraniu w dziejach Ziemi. Chodzi o rtęć. Dr Steve Grasby z Natural Resources Canada przypomniał, że największym źródłem rtęci są erupcje wulkaniczne. 250 milionów lat temu emisja tego metalu była do 30 razy większa niż ma to miejsce przy dzisiejszych wybuchach wulkanów.
W oceanach rtęć jest neutralizowana m.in. przez glony. Wtedy jednak było jej zbyt dużo, dlatego procesy samooczyszczania nie zdołały zatrzymać katastrofy. Dr Benoit Beauchamp podkreślił, że badania te mają znaczący wymiar i pozwolą inaczej spojrzeć na wszystkie inne wielkie wymierania w dziejach Ziemi.
Ktoś się uwziął, żeby spowodować drugie wymieranie z powodu rtęci? Może to tylko żądza zysku, a może celowe ludobójstwo.
źródło :http://astromaria.wordpress.com/