Cukrzyca ,a sprawa polska...2

2013-02-06 20:45:12, komentarzy: 1

Skoro zysk firm zależy od podejścia lekarzy do sprzedaży tego, a nie innego leku, logicznym jest więc zmonopolizowanie ogółu lekarzy w coś co prof. Tadeusz Kotarbiński określił „w więzach organizacji prawdę diabli wezmą”.

Autor: Dr Jerzy Jaśkowski 

Dzisiaj już mało kto pamięta, że lekarz tak jak artysta był wolnym zawodem. Przez całe tysiąclecia lekarz odpowiadał tylko przed pacjentem. Jak umiał leczyć to cieszył się szacunkiem, jak nie umiał to znikał z danego rejonu.

Taki stan rzeczy bardzo nie odpowiadał firmom produkującym leki ponieważ chcąc sprzedać jakikolwiek preparat trzeba było przekonać każdego lekarza z osobna, a to było zadaniem czasochłonnym i kosztownym. Pomimo, że konstytucja USA nie zezwala na ograniczenia wykonywania zawodów to już w 1806 rok wprowadzono w stanie Nowy Jork pierwsze licencje dla lekarzy. Oczywiście urzędnicy starali się to wytłumaczyć dobrem pacjenta, zapobieganiem rzekomej szarlatanerii, a nie chęcią otrzymywania łapówek. Nawet w 100 lat później laureat nagrody Nobla Milton Frieedman twierdził: „że dla dobra medycyny wszelkie licencje w dziedzinie służby zdrowia powinny być zlikwidowane. Poprzez bowiem przyznanie monopolu do konkretnego podejścia do opieki zdrowotnej i konkretnego postępowania w danej jednostce chorobowej, prawa licencyjne służą do zapewnienia nieskuteczności opieki medycznej, wymuszając brak konkurencji, a więc rozwoju medycyny.” To tak oczywiste stwierdzenie szybko zostało zamiecione pod dywan.

W pierwszej połowie XIX wieku każda ustawa próbująca ograniczyć służbę zdrowia była odrzucana przez ustawodawców. Oni rozumieli skutki ograniczania konkurencji. Jednak jak powiedział D.Rockefeller: „konkurencja jest grzechem”. I zaczął swoimi metodami likwidować konkurencję w służbie zdrowia.

J. D. Rockefeller wpadł na pomysł zrzeszenia lekarzy w związek. W ten sposób w 1847 roku powstało Amerykańskie Stowarzyszenie Lekarzy – AMA. Głównym celem AMA było zunifikowanie wykształcenia lekarzy i podwyższenie zarobków. Głównym programem działania AMA było wymuszenie na rządzie egzekwowania medycznego monopolu czyli likwidację konkurencji metodami administracyjnymi. Dalsze działania polegały na unifikacji procesu nauczania w szkołach medycznych. Każda szkoła, która nie podporządkowała się zaleceniom była pozbawiana dotacji. W ten sposób starano się zlikwidować homeopatię czy tez osteopatię. W owym czasie było to bardzo trudne ponieważ w czasie epidemii cholery w 1849 roku homeopaci stracili tylko ok. 3% swoich chorych, a „naukowi” medycy 20 razy więcej. Oliwy do ognia dolała następna epidemia żółtej febry w południowych stanach w 1878 roku. Homeopaci tracili trzy razy mniej chorych aniżeli lekarze licencjonowani z AMA. Należy pamiętać, że licencjonowani doktorzy w owym czasie uważali za naukowe leczenie puszczanie krwi, nawet dzieciom. I to tym więcej krwi puszczano im bardziej człowiek był chory. Niestety homeopaci nie zjednoczyli się i w rezultacie przegrali.

D. Rockefeller zainwestował w przemysł farmaceutyczny, a jak sam powiedział, konkurencja jest grzechem. Zapadł wyrok na homeopatię. Pierwszym „lekiem” na którym zarabiał D. Rockefeller była ropa sprzedawana jako najlepszy środek na raka po 35 dolarów za butelkę, podczas kiedy galon [ ok. 4.5 litra] kosztował kilka centów. Nie wdając się w szczegóły, Rockefeller porozumiał się z McCormackiem, sekretarzem ds. Zdrowia Stanu Kentucky i opracowano plan. W 1904 roku otworzono Radę Edukacji Medycyny, a w 1906 Food and Drug Act został wydany. Dalsze działania poszły w tym samym kierunku. Kolejno opracowano: Komitet ds. Legislacji Medycyny Radę ds. Farmacji i Chemii, Radę ds. Edukacji Medycyny na Stany. Podzielono szkoły na kategorie i finansowano tylko te, które realizowały program Rady. Do interesu dołączyła się Fundacja Carnegy ze swoimi olbrzymimi zasobami finansowym. Simon Flexner dyrektor Instytutu Medycznego Rockeffelera zaproponował swojego brata Abrahama na wizytatora uczelni sprawdzającego realizację programu Rady.

Jako swojego plenipotenta Rockeffeler wyznaczył Federica Gatesa. Gates dziwnym zbiegiem okoliczności dotacje rzędu 300 -400 milionów przeznaczał tylko dla właściwych uczelni. Flexner w błyskawicznym tempie 90 dni ocenił aż 69 uczelni i po porozumieniu z Gatesem ustalił ich wartość. Po kilku latach od opublikowania raportu Flexnera liczba szkół medycznych w USA spadła z 650 do 50, ale te właściwe wszystkie zostały. Jeżeli lekarz nie ukończył szkoły zatwierdzonej przez Flexnera nie mógł otrzymać pracy. Wszystkie uczelnie homeopatyczne zostały zamknięte. Organizacje kościelne i dobroczynne były atakowane przez AMA pod byle pretekstem za udzielanie bezpłatnych porad. I tak po pierwszej wojnie światowej powstał na terenie USA monopol Instytutu Rockeffelera [The Rockefeller Institute for Medical Research]. Instytut ten w 1925 roku zwarł porozumienie z IG Farben w sprawie nie tworzenia konkurencji.

Podobnie w Polsce każdy lekarz musi nie tylko ukończyć uczelnię medyczną co jest zrozumiałe, ale po ukończeniu uzyskać certyfikat. Uczelnie posiadają centralny program nauczania zatwierdzany przez ministerstwo. W okresie ostatnich 20 lat uczelnie przeszły olbrzymie przeobrażenie. Zminimalizowano liczbę godzin zajęć teoretycznych praktycznie do minimum, oraz całkowitą liczbę godzin nauki o prawie 1000. Także wydawane podręczniki mają zmieniony zakres. Dawniej ok. 60% objętości podręcznika zajmował opis danej jednostki chorobowej, a następnie opis badań jakie należy wykonać, aby potwierdzić daną chorobę lub ją wykluczyć oraz w jaki sposób należy leczyć. Obecnie opis objawów to ok. 5% objętości podręcznika, a 60% – opis badań jakie należy przeprowadzić. Czyli jedynym celem tak rozbudowanego systemu jest generowanie kosztów czyli naciąganie chorych. Ta monopolizacja ma jeden jedyny cel – zmniejszenie konkurencji i narzucenie jedynej wartościowej, czyli swojej metody leczenia. Przykładem są ostatnie epidemie grypy. Stworzono nawet odpowiednią specjalizację w tym celu: ZDROWIE PUBLICZNE, ale o tym innym razem.

Opisane powyżej zmiany społeczno-polityczno-gospodarcze zastosowane w Ameryce względem medycyny, dopracowane do perfekcji, zostały po 1990 roku wprowadzane w krajach tzw dermoludu. Kraje RWPG były zdominowane przez Sowiecki Sojuz i to jak w każdym kraju totalitarnym wprowadzało pewien strach administracji przed samowolą. Każde towarzystwo medyczne miało swoje wydawnictwo i młodzi lekarze przed zdaniem egzaminu specjalistycznego musieli mieć przynajmniej dwie publikacje drukowane. Chodziło po prostu o naukę umiejętności obserwacji i opisania zaobserwowanego zjawiska. Należy pamiętać, że przed II Wojną światową polska medycyna była wysoko notowana, a po powrocie ludzi z emigracji jeszcze wyżej. Niestety, wysoki poziom wiedzy krajowców wcale nie był na rękę zachodnim koncernom i już od czasów genseka Gierka zaczęto mieszanie w edukacji poprzez zasadnicze obniżanie nauki przedmiotów ścisłych, fizyki, chemii, matematyki, a nawet historii czy geografii. Polska jest chyba jedynym krajem na świecie, który nie ma katedry czy instytutu geopolityki!!! I co najciekawsze tzw. jelitom rządowym nic to nie przeszkadza. Tak więc po rzekomych zmianach politycznych w 1989-1990 r., przygotowanych przez zachód, koncerny przystąpiły do działań. Pamiętam jak jeszcze ok 1995-1996 roku specjalni wysłannicy Brukseli w czasie wizytacji AMG [a podobno byli to wysokiej klasy specjaliści] zadawali pozornie niewinne pytania; a po co lekarzowi zasady termodynamiki, czy wiedza na temat ładunków elektrycznych? Bez komentarza.

Dokładnie można prześledzić działania tego monopolistycznego systemu na przykładzie Polski. Po przemianach w latach 1989/90 z radością przywitano tworzenie Izb Lekarskich. Sam jako delegat na pierwszy założycielski zjazd byłem pełen optymizmu. Jednakże już w tamtym okresie można było zaobserwować dziwne działania administracji z jednej strony i przemysłu z drugiej strony. Administracja chciała przerzucić wszelkie sprawy biurowe na Izby Lekarskie, a przede wszystkim obciążyć kosztami lekarzy, przy zachowaniu kontroli nad edukacją lekarzy i mieć wpływ na kierunki rozwoju samorządu. Przemysł chciał poprzez tworzenie specjalnych grup eksperckich mieć wpływ na ordynowanie przez lekarzy „odpowiednich” leków. Lekarz nie miał prawa zmieniać ani dawkowania, ani celu leku, musiał postępować wg. instrukcji. W ten sposób z wolnego zawodu starano się uczynić posłusznych wykonawców i sprzedawców preparatów. Zlikwidowano jednocześnie instytucję monitorującą powikłania po lekach. Znam oburzenie lekarzy, kiedy to Sejm uchwalił Ustawę o Izbach Lekarskich przymuszając wszystkich lekarzy do gromadnego zapisywania się. Przecież istniejąca w tym czasie i obecnie Konstytucja mówi wprost o wolności zrzeszania się. Czyli istnieje wolność zrzeszania się, ale wszyscy muszą być w Izbach. Typowa schizofrenia prawnicza. Musi być kontrola rządowa. Koniec kropka. Osobiście znam tylko jednego lekarza, z miasta łodzi, który chcąc przestrzegać prawa w Polsce nie zapisał się do Izby. Dla świętego spokoju, aby nie powodować reakcji lawinowej nie poruszano jego sprawy na forum publicznym, podobnie jak obecnie nie porusza się sprawy Islandii i jej przemian ekonomicznych.

Po kilkunastu latach istnienia takiej schizofrenii prawnej znalazły się Izby Lekarskie wyciągające korzyści materialne z takich przepisów. Znany jest przykład takiej nowej rady, która w oparciu o tą niekonstytucyjną ustawę nasyła komornika na lekarzy niepłacących składek. W każdym stowarzyszeniu obowiązuje praktyka, że jak ktoś nie płaci składek to się go skreśla z listy członków stowarzyszenia. A tutaj domorośli nowo edukowani europejczycy, zamiast skreśleń przysyłają komornika. Czyli od razu widać o co w tym wszystkim chodzi. Pieniądze i rząd dusz. Przecież z góry wiadomo, że żaden lekarz nie odda sprawy do sądu, ponieważ nie ma na to czasu. W Polsce najprostsze sprawy załatwiane poprzez sądy, to kilka lat straconego czasu, a poza tym taka izba ma tysiące sposobów aby znokautować takiego odważnego. Wiedzą, że przykład może być zaraźliwy. Ot taka profilaktyka, na wszelki wypadek aby nikomu do głowy nie przyszło samodzielne myślenie. W ten prosty sposób pod pozorem samorządów skoszarowano wszystkich lekarzy. Obecnie lekarz nie tylko musi ponosić koszty utrzymania Izby ale i przestrzegać wszelkich zaleceń i poleceń, nie mając ŻADNEGO wpływu na nie, co wykazały np. ostatnie negocjacje z Narodowym Funduszem. Wystarczy także zapoznać się z Biuletynami Izb Lekarskich przeważają tam reklamy koncernów farmaceutycznych, ponieważ jest to dochód, dla kogo? żadnego artykułu krytycznego o leku, czy metodzie postępowania lekarz umieścić nie może!

Historia się powtarza.

Jaki to ma związek z tematem artykułu, czyli z cukrzycą? Bardzo istotny. Jak podano, miesiąc listopad jest miesiącem poświęconym chorym na cukrzycę. Zarówno w prasie ogólnej jak i specjalistycznej pokazała się duża liczba artykułów dotyczących cukrzycy. Podaje się objawy cukrzycy, reklamuje się ośrodki w których można dokonać badań cukru, reklamuje się glukometry. Szeroko nagłaśnia się osiągnięcia diabetologów czyli specjalistów od cukru. Dla lekarzy organizuje się szkolenia i konferencje. Jak zwykle przodują czasopisma będące reklamą przemysłu farmaceutycznego.

Wszystkie prace są pisane podobnie, czyli wg. jednego schematu, który ma unaocznić problem czyli przestraszyć potencjalnych chorych. Najpierw podaje się nie wyniki badań tylko modne ostatnio pojęcie „szacunki ekspertów”. Co prawda nikt nie wie jakich ekspertów czy od marketingu, public relation czy od medycyny, ale ładnie to brzmi. W tym aspekcie należy podejść do ogłoszenia miesiąca listopada miesiąca walki z cukrzycą, jako do próby wywołania, epidemii masowego strachu przed cukrzycą i nalotu potencjalnych klientów do laboratoriów i sklepów oferujących różnego rodzaju gadżety związane z tą chorobą. Najpierw wymienieni eksperci podają „szacunkową” liczbę chorych określając ją zawsze w milionach czy też setkach milionów, żadnej podstawy ku temu nie podając. Z kolejnych zdań dowiadujemy się, że to dotyczy albo Afryki, albo Azji. No i znowu mamy problem. Jeżeli wiedza eksperta jest taka, że nie umie posługiwać się pojęciem państwa, przecież czy to Afryka czy Azja to jest tam kilkadziesiąt państw o zupełnie różnym standardzie życiowym, to jaka jest jego wiedza dotycząca cukrzycy? Takie bezmyślne żonglowanie pojęciami jest podobne do próby porównania zdrowia np. Szwedów z Albańczykami i twierdzenie, że to taki sam poziom ekonomiczny czy higieniczny. W pracach tych nigdy nie spotkałem się z rzeczowymi danym statystycznymi. Zawsze autorzy takich prac stosują pojęcie „szacunkowe” dane. Np. w Medycynie Praktycznej 19.05 2011 w art.pt: „Rozpoznanie i leczenie cukrzycy u dzieci i młodzieży” znajdujemy dane: oszacowano, że dzieci na świecie [0-14] jest 1.8 miliarda, a 0.02% choruje na cukrzycę tj. niemal 440 000 i co roku rozpoznaje się 70 000 nowych przypadków. Najczęstszą przyczyną śmierci dzieci chorych na cukrzycę jest brak dostępu do insuliny. Ani słowa ile chorych jest w jakichkolwiek krajach europejskich podobnych do Polski. W kolejnym akapicie wymienionej powyżej pracy, natomiast powtarza się obowiązujące zasady pisania prac naukowych aby u czytelnika wyrobić przekonanie, że ta właśnie praca jest pisana zgodnie z tymi zasadami. Potem przechodzi się do sprawy handlu insuliną i kończy wnioskami: „Autorzy mają nadzieję, że przedstawione wytyczne zostaną wykorzystane: 1. uświadomienie rządzącym, pracownikom publicznego systemu opieki zdrowotnej, poważnych odległych następstw źle leczonej cukrzycy. 2. w celu pomocy poszczególnym osobom…zgodnej z zaleceniami ekspertów.”

Leczenie cukrzycy to jest doskonały interes, ponieważ już w 2010 roku wydano na to 105.5 miliarda euro, a prognozowane wydatki służby zdrowia w 2030 roku, pomimo nadciągającego kryzysu, będą wynosiły 124.6 miliarda euro. Jest więc o co walczyć.

Tylko przedstawione w w/w pracy w tabeli zasady pisania prac naukowych na pierwszym miejscu wiarygodności wymieniają prace oparte na badaniach randomizowanych z odpowiednią mocą statystyczną. Opinie tzw. ekspertów znajdują się na ostatnim miejscu praktycznie jako mało wartościowe,
szczególnie w sytuacji nie podawania do publicznej wiadomości zasad tworzenia tych grup eksperckich. Czyli mówiąc krótko: kto finansuje takich ekspertów, kto ich wybiera i wg jakich kryteriów? Przykładem takiej grupy ekspertów o są „Flu eksperci, znajomi króliczka” p.prof. Lidii Brydak.

Następnie te setki milionów potencjalnie chorych oszacowanych w w/w pracy, odnosi się do Polski. Ilu to Polaków może być chorych i co trzeba szybko zrobić aby zapobiec chorobie. Jak się okazuje tego typu działania wywierają odpowiedni efekt. Widać to wyraźnie na akcji szczepień przeciwko rzekomemu rakowi szyjki macicy. Akcji przeprowadzanej masowo przez samorządy.


Autor: dr Jerzy Jaśkowski
Źródło: PrisonPlanet.pl

Tagi wpisu: choroba, cukrzyca, zdrowie
« powrót

Dodaj nowy komentarz

  • Stanisław 0:59, 29 stycznia 2015

    Leczenie a wyleczenie cukrzycy to dwie całkowicie różne sprawy. Nie napisano czy w jakiś sposób można wyleczyć się z cukrzycy ? Jeśli tak to autor niech odpisze. Chętnie posłucham.

    Odpowiedz
 

Wyszukiwarka

Czym jesteśmy truci 1/3-wędliny!!!!!
Ważne: wypełnij pola oznaczone *
Tworzenie stron WWW - Kreator stron internetowych