Kupowanie lekarza

2012-07-11 17:45:48, komentarzy: 0

Branża farmaceutyczna dysponuje nieprawdopodobną ilością pieniędzy, a jej korupcyjne działania toczą się zgodnie z prawem, trudno jest komukolwiek cokolwiek udowodnić


Rozmowa z dr Pauliną Polak z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Jagiellońskiego

Elżbieta Cichocka: W książce ''Nowe formy korupcji'' pokazuje pani, jak firmy farmaceutyczne pomnażają zyski z pomocą lekarzy. Po jednej stronie jest ochrona zdrowia, gdzie nie powinniśmy wydawać pieniędzy na próżno. Po drugiej - biznes dążący do maksymalizacji dochodów. Czy walka z korupcją w sektorze leków to syzyfowa praca?

Dr Paulina Polak: Jest trudna i żadne państwo nie uporało się zadowalająco z ekspansją przemysłu farmaceutycznego. Branża ta na całym świecie dysponuje nieprawdopodobną ilością pieniędzy. Obok przemysłu zbrojeniowego jest najbardziej intratna.

W USA kary za korupcję czy nieetyczny marketing są kolosalne. W ostatnich latach największe kary na mocy ustawy False Claims Act zapłaciły firmy farmaceutyczne. W tym tygodniu rekord pobił koncern GlaxoSmithKline, płacąc 3 mld dolarów. Zastanówmy się, ile firma musiała zyskać na sprzedaży leków, skoro stać ją na taką ugodę.

Kłopot z korupcją w tym sektorze polega na tym, że nie wręcza się w parku reklamówek z pieniędzmi. Firma farmaceutyczna działa legalnie, często na giełdzie i wszystkie jej operacje finansowe mają pokrycie w dokumentach.

Działania korupcyjne toczą się więc zgodnie z prawem, trudno jest komukolwiek cokolwiek udowodnić. Na tej zasadzie mogą być ułożone relacje z profesorami medycyny, konsultantami wojewódzkimi czy krajowymi, szefami towarzystw naukowych. Nazywa się ich liderami opinii. Na całym świecie te relacje są kultywowane.

Na przykład?

- Powiedzmy, że konsultant krajowy prowadzi badania kliniczne nad lekiem, potem publikuje artykuły z wynikami. Wydaje rekomendacje dotyczące leku. Powtarzają to portale. Bezkrytycznie, bo stoi za tym znane nazwisko. W ten sposób powstaje wielka kampania promocyjna, za którą nie stoi bezpośrednio widoczny producent leku.

Profesorowie argumentują, że nie da się być na bieżąco z wiedzą, jeśli się nie prowadzi badań nad innowacyjnymi lekami.

- Stąd te problemy. Lekarzowi bez renomy firma nie powierzy badań klinicznych, więc nie można powiedzieć, że jest to samo w sobie negatywne. Bez badań nie byłoby żadnego postępu w leczeniu, a przecież w każdej dziedzinie medycyny leczymy się skuteczniej niż 20 lat temu. Tyle że część tego postępu jest rzeczywista, a część - naciągana.

Jeśli profesor większość swoich dochodów czerpie ze współpracy z producentem leku, to jest rzecznikiem jego interesów. Zostaje np. konsultantem firmy, co jest stanowiskiem enigmatycznym. Wygłasza na kongresach i spotkaniach promocyjnych dobrze płatne wykłady. Przy okazji może stworzyć stowarzyszenie pacjentów, bardzo silną grupę lobbingową.

Chyba nie wszyscy naukowcy są ''kupieni''?

- W momencie kiedy taki profesor jest dla firmy nieprzydatny, pierwszy jego wykład może być ostatnim.

Jeden z moich rozmówców, profesor, twierdził, że na palcach może policzyć w Polsce niezależnych ekspertów. To sprawia, że u nas międzynarodowy termin EBM, czyli Evidence-Based Medicine (medycyna oparta na dowodach), tłumaczy się z przymrużeniem oka jako Eminence-Based Medicine (medycyna oparta na autorytetach).

To z kim urzędnicy mają konsultować decyzje o refundacji leków, jeśli eksperci są lobbystami?

- Niezależnych ekspertów w ogóle w Polsce brakuje, a w sferze zdrowia zwłaszcza. W ustawie refundacyjnej wprowadzono deklaracje o braku konfliktu interesów dla członków Rady Przejrzystości, którzy opiniują celowość refundacji leków. W Radzie miało być 20 osób, jest 18, bo tylko tyle spełniło wymagania.

Ustawa refundacyjna jest sprzedawana pod hasłem walki z korupcją. Słusznie?

- W ustawie refundacyjnej jest wiele słusznych zapisów. Zainteresowani pracują teraz nad tym, jak je omijać.

Ale słyszeliśmy od polityków, że udało się wreszcie rozprawić z dyktatem firm farmaceutycznych. W trakcie tworzenia tej ustawy zbudowano mur między państwem a tymi, których decyzje administracyjne dotyczą. Przesadna podejrzliwość przyniosła w efekcie ustawę, która już w pierwszym miesiącu działania musiała być nowelizowana. W dalszym ciągu sporo jej zapisów jest niejasnych. Komunikaty ministra i prezesa NFZ, inne interpretacje zapisów ustawy, wyjaśnienia w mediach - to kuriozalny sposób tworzenia prawa


Jak dziś wyglądają relacje firmy farmaceutycznej z szeregowymi lekarzami?


- To jest ten wycinek rzeczywistości, o którym myślimy najczęściej w kontekście korupcji w sektorze leków.

Lekarz pierwszego kontaktu czy specjalista wystawia recepty na leki. W większości przypadków leki mają odpowiedniki. Kiedy lekarz zaczyna wypisywać leki określonej firmy, bo ona się za to odwdzięcza, jest to element korupcyjny.

Nie demonizujmy wielkości tych ''dowodów wdzięczności''. Często przedstawiciele firm przychodzą z okazjonalnymi kwiatkami na Dzień Kobiet, długopisami czy tanimi gadżetami. Tyle że w Polsce jest ponad 10 tys. przedstawicieli firm farmaceutycznych i elementem ich szkolenia jest tworzenie dobrych relacji z lekarzem. Za najcenniejsze w branży uważane są relacje przyjacielskie. Wtedy prawne zakazy grają mniejszą rolę, bo lekarz wpuszcza ''przyjaciela'' do gabinetu, chce się z nim kontaktować.

W socjologii jest takie pojęcie - norma wzajemności. Ja zrobię coś dla ciebie, a potem ty dla mnie, niezręcznie jest przecież pozostawać z niespłaconym długiem wdzięczności. Specjaliści od marketingu świetnie o tym wiedzą.

Kilka lat temu prawo farmaceutyczne ograniczyło możliwość zachęt dla lekarzy do kwoty 100 zł. Na początku było przekomicznie - firmy farmaceutyczne domagały się jasnego określenia, czy 100 zł ma być brutto, czy netto. Nowa ustawa nie wprowadza żadnych znaczących zmian. To, co wcześniej było zabronione, jest nadal zabronione. Nie wolno kupić lekarzowi zestawu kijów golfowych, ale można fundować elementy wyposażenia gabinetu, dawać literaturę medyczną. Można darować duże kwoty na fundację naukową w jakiejś dziedzinie medycyny. Niedobrze, gdy przypadkiem na czele fundacji stoi renomowany specjalista o długiej historii współpracy z firmą.

Czyli lekarz może nawet nie wiedzieć, że jest ''kupowany''?

- Relacje mają charakter korupcyjny, kiedy lekarz jest wysyłany do atrakcyjnego miejsca, w którym wykłady zajmują godzinę, a reszta jest zabawą. To już patologia.

Ale pojawiło się też zjawisko, które wymyka się potocznemu rozumieniu korupcji. Po to, by lekarz mógł dostać pieniądze, musi je dostać za coś. Firma więc podpisuje na przykład z lekarzem umowę na prowadzenie badań - marketingowych, postmarketingowych czy badań czwartej fazy. Sprawdza się niby skutki uboczne jakiegoś leku. Lekarze mają odpytywać pacjentów i notować odpowiedzi.

Gdyby faktycznie robili te skądinąd bardzo potrzebne badania, to można by uniknąć tak koszmarnych wpadek, jak z amerykańskim lekiem Vioxx wycofanym z produkcji kilka lat temu. Zwykle jednak te proste ankietki nie dostarczają żadnych informacji, tylko umożliwiają oficjalne opłacenie lekarza, służą budowie relacji między lekarzem a firmą. A przecież nie dobre relacje są celem firmy, tylko konkretne korzyści.

Atrakcyjne wycieczki pod pretekstem kongresów naukowych wyszły już z mody. Firmy starają się przestrzegać własnego kodeksu etycznego.

- Bo na dłuższą metę to się bardziej opłaca. Większą korzyść można odnieść, jeśli kilkuset lekarzy wysłucha wykładu o leku jakiejś firmy, niż kiedy jedynie uczestniczy w bankiecie. Wiedza pochodząca od firmy jest przefiltrowana - nie wszystkie dane z badań klinicznych są uwzględnione, jeśli są niekorzystne.

Z drugiej strony państwo nie jest w stanie zapewnić lekarzowi możliwości dokształcania się. Proszę zapytać jakiegokolwiek lekarza, czy jego szpital lub przychodnia wyśle go na konferencję. A lekarze muszą się dokształcać. Nie chcemy mieć lekarzy, którzy mają wiedzę sprzed 15 lat, skoro świat pędzi do przodu. Więc przy mizerii dofinansowania ze środków publicznych jest to działalność pozytywna i często jedyne źródło finansowania.

Wszystkie te poziomy korupcji są znane na całym świecie. I nie dotyczą tylko lekarzy, bo lobbing prowadzi się też na przykład poprzez stowarzyszenia pacjentów.

Trudno potępiać przewlekle chorych ludzi, którzy zakładają stowarzyszenie, by wywalczyć refundację jakiegoś leku. Na ich miejscu zrobiłabym to samo.

- Organizacje pacjentów na całym świecie są bardzo chętnie wykorzystywane jako grupy lobbingowe. W Polsce często nie mają żadnego innego źródła finansowania oprócz producenta leku. Niektóre stowarzyszenia pacjentów były wręcz tworzone przez firmy, co oznacza pełne uzależnienie. Stowarzyszenie więc staje się tubą propagandową, trwają społeczne kampanie na korzyść jakichś leków czy szczepionek.

To prowadzi do absurdu - że najlepiej jest chorować na taką chorobę, na którą są drogie leki. Bo pacjenci chorzy na schorzenia, na które nie ma drogich leków, mają małą siłę przebicia, nikt ich nie wspiera.

W tej mętnej wodzie wszystko jest ze sobą powiązane.

Można tę mętną wodę zrobić bardziej przezroczystą?

- Od przyszłego roku w Stanach Zjednoczonych ma wejść w życie ustawa, która zobowiąże firmy farmaceutyczne do ujawniania przepływów pieniędzy: komu, ile, za co i kiedy. Były obawy, że firmy farmaceutyczne zaczną przekazywać pieniądze przez centra szkolenia i edukacji, ale wygląda na to, że wszystkie transfery pieniędzy będą jawne. Mają być publikowane w internecie w taki sposób, by łatwo było dotrzeć do danych.

W mojej książce podaję przykład urzędnika kas chorych i jego fundacji, na którą notowana na giełdzie amerykańskiej firma farmaceutyczna wpłaciła w ciągu trzech lat ok. 315 tys. zł. W Polsce nie dopatrzono się tu znamion korupcji, natomiast w USAta firma została za to ukarana przez komisję papierów wartościowych.

Nie podaje pani nazwisk ani nazw firm, choć te dane były podawane w mediach.

- Bo bardziej interesują mnie mechanizmy niż jednostkowa sensacja.

Nie wierzymy liderom opinii, bo są finansowani przez przemysł. Nie wierzymy naciskom pacjentów, bo stowarzyszenia są inspirowane przez firmy. To na czym się opierać?

- Nie można popadać w paranoję. Jeśli wiemy, kto finansuje daną organizację, i wiemy, z kim jeden czy drugi profesor współpracuje, to daje już bardzo dużo. Ta wiedza powinna być powszechnie dostępna. Jawność i przejrzystość są konieczne.

W Polsce mamy do czynienia wręcz z paniką antykorupcyjną. Zajmuję się badaniem korupcji, ale to mnie zaskakuje, bo naprawdę jest masa ważniejszych problemów. Nie możemy mnożyć kar dla pojedynczych osób. Karana powinna być firma jako firma, bo tylko to jest w stanie ukrócić pewne działania, uczynić je nieopłacalnymi.

Ale wolimy kary indywidualne, prostsze do zastosowania. Firmy chętnie z tego korzystają. Tłumacząc się z afer, zwalniają dyscyplinarnie winnych, w ten sposób ''walczą z patologią''. A prawda jest taka, że zwolniony pracownik realizował przemyślaną strategię swojej firmy. To jest zinstytucjonalizowana korupcja, którą nazywam ''przemysłem korupcyjnym'' wykorzystującym m.in. metody korupcyjne w globalnie operującej machinie.

''Prawda o koncernach farmaceutycznych''

Taki tytuł ma głośna książka Marcii Agnell (wydana w USA w 2004 r.). Autorka opisała w niej mechanizmy, dzięki którym firmy farmaceutyczne nieustannie pomnażają zyski.

Przykłady

* W 2000 r. w USA wydatki firm na badania nad nowymi lekami stanowiły 14 proc. wartości sprzedaży leków, a wydatki na marketing i administrację - 36 proc. Większy zysk przynosi pozyskiwanie lekarzy i pacjentów do większego zużycia leków niż inwestycje w ryzykowne badania.

* Nowe leki nie zawsze są nowe. W ciągu czterech lat - 1998-2002, amerykańska FDA zarejestrowała 415 nowych leków. Jednak tylko 14 proc. było naprawdę nowatorskich, a 9 proc. istotnie poprawiło stare leki. Pozostałe miały właściwości podobne do wcześniej istniejących. Nowe leki są opłacalne - chronią je patenty, są istotnie droższe od starych, producent korzysta z prawa wyłączności.

* W 2002 r. amerykański Narodowy Instytut Serca, Płuc i Krwi zakończył ośmioletnie badania nad czterema grupami leków służących do obniżenia ciśnienia. Okazało się, że najskuteczniejszy okazał się lek najtańszy, sprzed 50 lat. Ale najlepiej sprzedawał się na świecie lek znanego koncernu farmaceutycznego - 19 razy droższy.


Źródło: Gazeta Wyborcza



Kupowanie lekarza

dodatek:

Okazuje się, że Glaxo jest przedmiotem zainteresowania także polskich śledczych. - Mamy podejrzenie, że lekarze przyjmowali ukryte formy łapówki od przedstawicieli koncernu w latach 2010-11 - informuje Krzysztof Kopania, rzecznik prasowy łódzkiej Prokuratury Okręgowej. Razem z CBA bada ona doniesienia byłych pracowników koncernu.

Chodzi m.in. o program ''Patron''. To akcja koncernu, w której udział bierze kilkaset placówek medycznych na terenie całej Polski. O programie rok temu napisał do warszawskich szefów koncernu przedstawiciel handlowy z woj. łódzkiego. Jarosław W. w liście alarmował: ''Zatraciliśmy kompas etyczny, co doprowadziło do wielu potencjalnie niebezpiecznych sytuacji. Poczucie braku odpowiedzialności za to, co robimy, powoduje, że zagrożone jest bezpieczeństwo również naszych klientów''.

Przedstawiciel opisuje, jak Edyta N., szefowa łódzkiego regionu Glaxo, kazała jemu i innym pracownikom ''zaktywizować lekarzy specjalistów'', by wypisywali więcej recept na leki, m.in. używane w astmie vizendo i seretide. Przedstawiciele firmy mieli podpisywać z lekarzami umowy na ''szkolenie'' pacjentów i innych lekarzy z zasad przyjmowania tych leków. Mieli za to dostawać 500 zł brutto. ''Gazeta'' ma kopię umowy przygotowanej przez Glaxo.

Ilu lekarzy podpisało takie umowy? Jakie w sumie kwoty firma im wypłaciła? Tego jeszcze nie wiadomo.

Jarosław W. twierdzi, że podczas jednego ze spotkań w łódzkiej przychodni jego menadżerka Edyta N. zaproponowała lekarce, że da więcej pieniędzy w zamian za 20 przeszkolonych pacjentów. Lekarka się zgodziła. Jarosław W. na polecenie menadżerki miał pilnować, by lekarka wypisała więcej recept na seretide.

Jarosław W. opisuje również szkolenia dla przedstawicieli handlowych, na których menadżerka mówi, że program ''Patron'' jest ''ubrany w formę edukacji pacjentów, który musi przynieść nam [Glaxo] wzrost [sprzedaży] seretide''. W. kończy swój list do warszawskiej centrali słowami: ''byliśmy nakłaniani do korupcji''.

Podobne pismo wysłał do szefów Glaxo Michał N., także przedstawiciel handlowy. Informuje, że był ''nakłaniany do łamania prawa''.

We wrześniu ubiegłego roku Magdalena Kamińska, szefowa działu personalnego Glaxo, odpisała na list skarżących się pracowników. Stwierdziła, że ''proces wyjaśniający wykazał pewne nieprawidłowości w realizacji działań promocyjnych'' i ''wobec menadżera regionalnego zostały wyciągnięte odpowiednie konsekwencje służbowe''.

Jarosław W., który sprawę ujawnił, kilka tygodni temu został zwolniony z Glaxo.

Justyna Czarnoba z biura prasowego Glaxo mówi: - Współpracujemy z CBA w celu wyjaśnienia tej sprawy. GSK przeprowadziło też gruntowny audyt wewnętrzny, który nie wykazał działań mogących stanowić naruszenie prawa.

A od prokuratora Kopani słyszymy: - Oprócz zeznań pracowników Glaxo mamy także inne dowody mogące świadczyć o ukrytej formie korumpowania. Przesłuchaliśmy już także kilkunastu lekarzy. Na razie nikomu nie postawiliśmy zarzutów, śledztwo jest w początkowej fazie.

Lekarze, którzy zajmują się chorymi na astmę, nie chcieli komentować sprawy. Odmówiło nam kilku znanych alergologów. Być może dlatego, że Glaxo jest patronem kongresów, wykładów i akcji społecznych, w których uczestniczą.

Prezydent Polskiego Towarzystwa Alergologicznego prof. Barbara Rogala uważa, że współpraca firm farmaceutycznych z lekarzami jest niezbędna. O programie ''Patron'' też nie chciała się wczoraj wypowiadać: - Ta rozmowa jest raczej niestosowna i niejasna. Proszę o pytania na piśmie




Kategorie wpisu: nasze zdrowie
« powrót

Dodaj nowy komentarz

 

Wyszukiwarka

Czym jesteśmy truci 1/3-wędliny!!!!!
Ważne: wypełnij pola oznaczone *
Tworzenie stron WWW - Kreator stron internetowych